Piątkowego ranka, zaraz po śniadaniu podzieliliśmy się na dwie grupy - część pojechała do Ustronia Morskiego do Aquaparku, a ci, którzy nie mieli ochoty popluskać się w basenach, poszli do obrotowej kawiarni do pięciogwiazdkowego hotelu! Ile bym dała, żeby znowu zjeść tak pyszne lody, jak te, które tam serwowano... Podczas obiadokolacji obie grupy się spotkały, a nieco później zwartą grupą ruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca - dosłownie! Bo widzicie, poszliśmy na plażę, aby zobaczyć słońce, które chowa się za horyzontem. Oczywiście, jak to głodomory, zamówiliśmy pizzę, którą zjedliśmy sobie na plaży. Ostatni dzień - podróż powrotna. Z ciężkim sercem pożegnaliśmy się z miłą, chłodną wodą, z bursztynami, muszelkami, tele-pizzą i jak tak teraz myślę, to jedynie z piaskiem się nie pożegnaliśmy. Pewnie dlatego, że jeszcze przez długi czas przesiadywał w naszych butach i kieszeniach! Ach, tyle było jeszcze atrakcji, o których nie powiedziałam! Wstawanie o czwartej rano, aby zobaczyć wschód słońca (ja za każdym razem wolałam się wyspać, ale znalazły się poranne ptaszki, które podołały wyzwaniu i wraz z nauczycielkami wybierali się na plażę, aby powitać słońce!), wizyty w McDonaldzie, robienie sobie zdjęć w windzie... można by tak wyliczać i wyliczać! Jednak jedno jest pewne - to była najzabawniejsza, najciekawsza i najmilsza wycieczka pod słońcem! Wiktoria Machnik, klasa II a |